Pages

niedziela, 28 stycznia 2024

9. Kolejny upadek. Diana

 Niewiele pamiętam z dzieciństwa. Mamę jak przez mgłę. Jednak najbardziej jej oczy - dawniej złociste, później wręcz czerwone. Bałam się jej. Ojca już bardziej. Choć on z kolei nie bardzo się na niego nadawał, bo zwiał, kiedy go najbardziej potrzebowałam. Najlepiej pamiętam babcię. Mówią, że jestem do niej podobna. Mówią to ci, którzy mnie wychowali. Ci, którzy napełnili mi głowę marzeniami, pobożnymi życzeniami i półprawdami, co przyczyniło się do powstania spirali, która w pewnym momencie spektakularnie pękła. Gdybym tylko słuchała głosu serca, a nie podszeptów "życzliwych i kochających"...

Zaczęło się w sumie niewinnie. Jak to kolejna Księżniczka z Księżyca pokochałam najbliższą mi planetę. Różnica polegała na tym, że moim miejscem była plaża i ocean. Tam poznałam mężczyznę, który odmienił moje życie. Jak się później okazało, doskonale wiedział, kim jestem. Tymczasem mnie w sobie rozkochał i poprowadził przed ołtarz. Urodziłam dziecko, Zwykła historia, prawda? Nic bardziej mylnego, ponieważ urodziłam chłopców. Trzech chłopców. Zaskoczenie, prawda? W każdym razie mój mąż się wściekł. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, dlaczego. I wtedy pojawił się on. Mój marnotrawny ojciec.

Byłam przekonana, że to koniec. Widziałam męża idącego w moją stronę, już czułam jego pięści na twarzy. Nagle ojciec stanął pomiędzy nami. Jakoś udało mu się mnie stamtąd wydostać i odprowadzić w bezpiecznie miejsce. Wtedy mi wytłumaczył, że bez kryształów jestem tylko zwykłą kobietą. Szanse, ze urodzę córkę wynoszą 50 %. Natomiast będąc pod ich wpływem jestem w stanie urodzić tylko jedną córkę. Wytłumaczył mi jeszcze, jak z nich korzystać. Po chwili włożył mi w dłoń medalion w kształcie gwiazdy - starą, niedziałająca już pozytywkę, która może mi się jeszcze kiedyś przydać. Po tym kazał mi wracać na Księżyc i tam zostać. 

Chcąc nie chcąc posłuchałam go. Postanowiłam jeszcze kiedyś wrócić i zabrać chłopców. Priorytetem jednak to nie było. Pierwszym było odkrycie mocy kryształów. Były dwa - srebrny w kształcie piramidki o mało wyczuwalnej mocy i różowy w kształcie gwiazdy o mocy dość znacznej. Postanowiłam skorzystać z tego drugiego. Drugim priorytetem było odkrycie nowej istoty rosnącej pod moim sercem. tym razem miałam pewność, że to będzie dziewczynka. Tak też się stało. Wychowywałam ją z radością, którą jednak mąciła mi tęsknota. 

Misja była niebezpieczna. Córka została w pałacu, ja z kolei udałam się na ziemię. Jako wojowniczka. Tym razem nie byłam bezbronna, jednak bardzo niestabilna emocjonalnie. Nie miałam pojęcia, że moje uczucia doprowadzą do tragedii. Nie chciałam w to wierzyć. Mój mąż okazał się opętanym pachołkiem chaosu. Po moim ataku zniknął. Tak po prostu. Po tym synowie ruszyli w moim kierunku. Moje nadzieje się rozwiały w jednej chwili. Salwowałam się ucieczką. W tym wszystkim nie zauważyłam, że jeden z nich ma moc. Zaatakował, kryształ obił atak. Miałam łzy w oczach. Dwaj pozostali synowie jakby się ocknęli, jednak było już za późno. Po chwili byłam w pałacu, a w rękach miałam okruchy różowego kryształu...

Mijały lata. Córka dorosła, wyszła za mąż. Opowiedziałam jej, co wiedziałam na temat Srebrnego Kryształu. Powiedziałam, żeby go nie używała, tylko przekazała swojej córce. Jej samej z kolei przekazałam medalion, do którego włożyłam okruchy różowego kryształu. Miałam nadzieję, że nie będzie jej ta moc do niczego potrzebna. Tymczasem postanowiłam spróbować po raz ostatni. Musiałam to zrobić. Całkowicie bezbronna udałam się na ziemię. Chciałam tylko porozmawiać, jednak to, co się stało zniszczyło wszystko, co miałam. Zdołałam zrobić kilka kroków, kiedy słowa pełne nienawiści skłoniły mnie do cofnięcia się. Kiedy chciałam uciec, poczułam, jak coś mnie przeszywa, obierając oddech. Z piersi sterczał mi grot strzały. Upadłam. W ostatnim przebłysku świadomości dotarło do mnie, że portal jest otwarty, a córka niedawno urodziła dziecko. Tymczasem moi synowie i tłumy żądnych krwi przechodziły przez portal. Potem nastała ciemność...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz