Spokój to było to o czym skrycie marzyła. Tak długo o niego walczyła. Czyżby miał nadejść jego kres?
Mówili jej wszyscy, że brak wiadomości, to dobra wiadomość. Tyle, że ona nie chciała ich słuchać. Wiedziała swoje. Historia lubi się powtarzać...
Siedziała na tarasie ich wspólnego domu. Pierwszego jaki mieli. Nie mieszkanie w bloku i nie pałac. Po prostu mały domek. Zapadłą zmierzch. W powietrzu unosił się zapach kwitnących wiśni. Ona jednak nie zwracała na to uwagi. Patrzyła na księżyc zupełnie, jakby mogła z niego coś wyczytać. Czy to słowa pocieszenia, czy to potwierdzenia jej przeczuć. Nie wyczytała nic. Zupełnie nic...
Mijały kolejne dni. Ona jednak nie zauważała upływu czasu. Wszystko zlewało się jej w jedno. Tęskniła do jego dłoni, jego oddechu, jego słów... Pierścionek lśnił w słońcu. Sama nie zauważyła, kiedy jej palce stały się tak chude, że po prostu spadł z nich. Spojrzała w lustro. Sama siebie nie poznawała. Całe życie była szczupła. Teraz z powodzeniem mogła pokazać się na wybiegu podczas pokazu mody. Włosy nie miały swojego zwykłego blasku, zaś oczy... Były puste...
Chciała zrobić sobie zdjęcie i mu je wysłać. Pokazać do czego ją doprowadził. Była zła. Ta bezsilność obudziła w niej tą część natury, która była zarezerwowana tylko dla wojowniczki. Pojawiła się też determinacja. Tylko tej jej niezłomnej nadziei nie było...
Patrzyła na wszystko z rezygnacją. Miała wrażenie, że tylko to jej pozostało... Powoli godziła się z rzeczywistością. Z życiem bez niego... Na dnie serca została iskierka nadziei, że jednak wróci, ale jej nie dostrzegała. Postanowiła, że na jakiś czas wyjedzie, odpocznie i naładuje akumulatory. Pierścionek zostawiła na stole...
Wracała do życia. Spacerowała gwarnymi uliczkami słonecznego nadmorskiego kurortu. Nie szukała niczyjego towarzystwa. Po prostu cieszyła się chwilą. Powoli zaczęła przypominać dawną, beztroską Usagi. Nie mogła powstrzymać się przed jednym. Co chwilę, kiedy słyszała głos podobny do jego głosu, lub widziała podobnego do niego bruneta... Tak, musiała to przyznać, robiła z siebie idiotkę...
W końcu wróciła do pustego domu. Z rezygnacją przygotowała się do snu.
Obudził ją czuły pocałunek. To musiał być sen, pomyślała. Jednak pocałunek powtórzył się, a do tego doszły ją szepty wypowiedziane znajomym głosem. Otworzyła oczy. Czyli jednak się myliła. Po raz pierwszy przeczucia ją zawiodły...
Trwała w jego objęciach. Nic nie mówiła, podobnie, jak on. Rozmowa mogła zaczekać. Wpatrywała się w pierścionek na palcu. Był inny od tego, który jej kiedyś podarował. Różowe serduszko zastąpiła czerwona różyczka z brylantem w środku. Symbol ich niekończącej się miłości...
:) ładnie ^^
OdpowiedzUsuńnie dałaś mi łatwego zadania :P
podoba mi się :) fanka 12
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńMuszę Ci się pochwalić, że przeczyłam już większość twoich opowiadań i naprawdę bardzo podoba mi się twoja twórczość. Będę śledzić dalej, pewnie nie zawsze komentować, ale na pewno czytać ;)
Pozdrawiam i życzę dużo weny!