Pages

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 51

Patrzył na nią z otwartymi ustami. Stała naprzeciw niego rozglądając się niepewnie. Miał niemal pewność. Spojrzał w jej oczy. Nie były takie, jakimi je zapamiętał. Były wyraziście niebieskie. Włosy też miały inny odcień. Teraz były w odcieniach rudego. Zresztą nie poznawała ani jego, ani Elisionu...
- Kim jesteś - zapytał przyglądając się jej uważnie. Dziewczyna wbiła w niego przestraszone spojrzenie.
- Ja... Ja jestem Astrid... Gdzie ja jestem? - nie spuszczała spojrzenia z Heliosa.
- Astrid?!  - niemal wykrzyknął kapłan. Mówiła do niego głosem, który sobie kiedyś tak bardzo ukochał. Widząc przerażoną minę dziewczynki powiedział łagodniej: - Witaj w Elisionie. Ja jestem Helios.
Astrid uśmiechnęła się nieśmiało. Zupełnie jak ona... Jak Chibiusa. Były do siebie bardzo podobne. Poszli na spacer po łąkach Elisionu. Na środku jednej z nich stał Pegaz. Kiedy Astrid go zobaczyła stanęła jak wryta.Helios widział, jak niepewnie się rusza z miejsca, po czym biegnie w jego kierunku. Zupełnie jakby go rozpoznała... Zastanowił się. Astrid, czyli przyszła córka Margarety i Seyi. Osoba tak podobna no Chibiusy, posiadająca jej aurę... Kapłan zaczął odczuwać płynące do niego fale nadziei. Nawet nie śmiał o tym marzyć, ale wyglądało na to, że jego ukochana istnieje. Kiedy dosiadła Pegaza odesłał ją z krainy snów. Teraz pozostało mu cierpliwie czekać na rozwój wypadków...

Wpatrywał się w obrazek, który przed chwilą stworzył. Wiedział, że postacie na nim są tylko jego pobożnym życzeniem. Królowa Selena, która czule patrzy na swoje dwie córeczki - jasnowłosą Serenity i tą, która w dzieciństwie miała dużo ciemniejsze włosy niż teraz. Margareta. Jego wielka nieodwzajemniona miłość. Właśnie w niej się zakochał. Był już wtedy nastolatkiem, ale urzekła go właśnie ta rozbrykana dziewczynka z rudymi włosami splecionymi w warkocze. Jej oczy przypominały barwą kwitnące różowe stokrotki, co obrazowało jej imię. Pamiętał, że przepadali za sobą. On musiał jednak wyruszyć na wojnę. Kiedy wrócił jego Margarety już nie było. Ta, którą zastał niemal w niczym nie przypominała tamtej istoty. Jej oczy miały odcień granatu księżycowej nocy, a włosy, już niesplecione w warkocze, były tylko nieco ciemniejsze od włosów jej siostry. Nie poznała go. Po tym, jak się w końcu przedstawił, potraktowała go chłodno. Nie rozumiał, co się stało z tamtą dziewczyną. Rozczarowanie było bardzo bolesne. Kiedy później dowiedział się, że ona jest w ciąży z innym wpadł w szał. Dopiero teraz zrozumiał, że stanowił dla nich wszystkich śmiertelne zagrożenie. Cóż, przeszłości nie zmieni... Patrzył dalej. Lunaris. Jego nie miało prawa być na tym obrazku. Nie po tym, co zrobił. Do tej pory widział rozpacz Królowej po stracie syna. Ten drań nigdy nie poznał swoich córek. Nawet nie wiedział o ich istnieniu. Tu jednak tworzyli szczęśliwą rodzinę. No i na końcu on. Jeden z żołnierzy straży pałacowej. W ręce trzymał sztylet. Tak, ochroni swoją Margaretę choćby nie wiem co... Popatrzył na swoją podobiznę i domalował na czole księżyc. Taki sam, jaki miała Margareta. Wsadził obrazek do koperty i zaadresował. Teraz pozostało mu już tylko czekać na jej reakcję...


2 komentarze:

  1. kolejna postać :D opowiadanie się rozrasta :D
    ale coraz bardziej zagmatwane... coraz mniej ogarniam :P
    ale fajnie fajnie :)
    tylko jedno słowo mi się nie spodobało... jakoś tak uderzyło w oczy: "Wsadził obrazek do koperty i zaadresował. Teraz pozostało mu już tylko czekać na jej reakcję..." -- wsadził, jakoś tak ciężko tu brzmi "schował" albo "włożył" chyba brzmiałoby ładniej :) ale to tylko takie moje.... ^^"

    OdpowiedzUsuń
  2. nowa i tajemnicza postać :) zrobiło się jeszcze ciekawiej super :) fanka 12

    OdpowiedzUsuń