Pages

czwartek, 21 sierpnia 2014

2

Po ciemności zazwyczaj przychodzi jasność... Tak było i tym razem. Kiedy się ocknęłam, nie potrafiłam nic o sobie powiedzieć. Patrzyłam coraz bardziej spanikowana na otaczających mnie ludzi. Nie wiedziałam kim jestem, ani skąd pochodzę. Zostało jedynie imię, którym nazywała mnie mama...

Coraz bardziej zamykałam się w sobie. Przez jakiś czas nie było ze mną kontaktu. Nic nie pomagało. Przenoszono mnie z jednego domu do drugiego. Nie jestem w stanie zliczyć w ilu rodzinach byłam... W końcu, kiedy uznano mnie za beznadziejny przypadek aspołeczny, trafiłam do sierocińca. I chyba było to najlepsze, co mogło mnie w tamtej chwili spotkać...

Dostałam imię i nazwisko. Nie byłam już tamtą Michi. Sąd nadał mi imię Michiru. Michiru Kaioh. Wreszcie miałam w tym wszystkim jakiś pewnik. Wreszcie nie byłam anonimowa. Powoli odzyskiwałam pewność siebie. Duża w tym zasługa ludzi, którzy tam pracowali. Powoli budowali zaufanie i moje relacje z otoczeniem.

Zupełnym przypadkiem okazało się, że mam talent muzyczny. Kiedyś, kiedy czekałam na rozmowę z psychologiem, zauważyłam leżący na ławie instrument. Były to skrzypce. Te same, na których gram dzisiaj. Były kompletnie rozstrojone. Lecz kiedy wzięłam je do ręki i niezdarnie zaczęłam na nich grać stał się cud. Ja, która nigdy wcześniej nie miałam w rękach żadnego instrumentu, potrafiłam zagrać najtrudniejsze utwory. Zapanowało wielkie poruszenie. Okrzyknięto mnie mianem cudownego dziecka... Ja z kolei grałam tylko to, co czułam. Nic ponadto...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz