Pages

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 2

Był gorący dzień. Daria wygrzewała się na leżaku stojącym nieopodal basenu. Właściwie już pogodziła się z tym, że z jej planów wielkiej kariery nici. Cóż, przynajmniej spróbowała... Wzięła ze stojącego obok stolika butelkę z wodą i pociągnęła z niej dużego łyka. Spojrzała na zegarek. Piąta. Zaczęła się zbierać. Niedługo miał wrócić do domu jej starszy brat - Dario. Musiała mu w końcu o tym powiedzieć. Być może znów nie wyśmieje jej wybujałej wyobraźni. Taka była - najpierw ma pomysł, jak zwykle genialny, potem angażuje się w wykonanie go, a oczami wyobraźni widzi spektakularny sukces. Niestety,w jej przypadku wszystko kończy się fiaskiem...Weszła do domu i od razu zauważyła go siedzącego na kanapie. W ręku trzymał jakąś kartkę i przyglądał się jej z niedowierzaniem. Podniósł wzrok i zaskoczonym głosem powiedział:
- Raye... Dostałaś się...
Zaskoczona Daria nie zrozumiała o co mu chodzi. Dopiero kiedy wzięła kartkę z jego dłoni zrozumiała. Dostała szansę. Z dzikim okrzykiem rzuciła się na niewiele rozumiejącego Daria. W końcu opowiedział mu wszystko: o ogłoszeniu w internecie, o nagraniu trzech piosenek i na końcu o wysłaniu ich.
- No i się dostałam! Lecę do Japonii! - wykrzyknęła uradowana, po czym z poważną miną zapytała: - Właściwie dlaczego ten list znalazł się w twoich rękach?!
Dario zamurowało. W końcu jednak powiedział:
- Ten list był zaadresowany do D. Rigioli w Neapolu. Skąd mogłem wiedzieć, że chodzi im o Ciebie, siostra? Zresztą był on napisany po japońsku, a o ile mi wiadomo ani ty, ani ja go nie znamy. Dzisiaj odebrałem go od tłumacza i wszystko stało się jasne...
Raye chwilę mu się przypatrywała, po czym uśmiechnęła się rozbrajająco. Widząc to Dario zapytał:
- A tak właściwie, to za co chcesz tam lecieć? Bo o ile mi wiadomo... - nie dokończył. Z twarzy Darii od razu zniknął uśmiech. Przytulił ją i powiedział: - Tak się akurat składa, że lecę tam w interesach. Jeżeli chcesz... - znów nie dokończył, gdyż przerwał mu euforyczny krzyk jego siostry.

Semen siedział w mieszkaniu, które wynajmował razem z bratem. Nikogo oprócz niego w nim nie było. Wczoraj dostał odpowiedź od Kosumy. Niestety, po japońsku. Zastanawiał się teraz, czy ma jechać w ciemno od Tokio, czy też siedzieć na tyłku w Soczi. Pokusa żeby jechać była ogromna. Nawet jeżeli się nie dostał, to i tak będzie mu tam lepiej niż tu. W końcu uwolni się od Dimy, Saszy i innych rodzinnych ciekawostek. Miał ich już powyżej uszu. Nawet teraz nie mógł spokojnie pograć na gitarze i pośpiewać, bo... A właściwie dlaczego nie? Wyciągnął gitarę z futerału i zaczął cichutko na niej grać i podśpiewywać pod nosem. Przerwało mu walenie w ścianę i towarzyszący mu niezbyt cenzuralny krzyk sąsiada. Decyzja była nagła i jedyna. Wyjął wszystkie swoje oszczędności, schowane na czarną godzinę, wziął plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami oraz gitarę i ruszył na lotnisko. Na bilet w jedną stronę mu wystarczy...
Dima przyglądał się temu niezauważony. Miał dwa wyjścia: pozwolić mu iść samemu i czekać aż zostanie zawrócony, albo iść za nim i wręczyć mu zapomniany przez niego paszport. Wybrał to drugie rozwiązanie. Poleci tam razem z nim. Może w ten sposób jakoś ułagodzą dawne zatargi i na nowo staną się braćmi...

Meg siedziała w pokoju. Wczoraj otworzyła i z pomocą internetowego translatora przetłumaczyła tekst. Dostała się. Grała teraz na wiolonczeli myśląc w jaki sposób powiedzieć to Aimee. Jej młodsza siostra panicznie bała się latać, ale jeszcze większą panikę wywoływało w niej pozostanie w domu. Samotne pozostanie w domu. Miało to związek z tragedią, którą przeżyła jako dziesięciolatka. Meg była wtedy na obozie muzycznym, rodzice mieli jakąś kolację biznesową, a opiekunka, którą zwykle wynajmowali do opieki nad Aimee była chora. Podczas tego wieczoru stały się dwie tragedie: w ich domu wybuchł pożar, a spieszący tam rodzice zginęli w wypadku samochodowym. One po tym trafiły do Domu Dziecka. Minęły lata. Ona ukończyła wyższe studia muzyczne, a Aimee w przyspieszonym tempie kończyła studia. Medycynę. Zawsze była mądra i bystra. Meg była z niej dumna. Ale teraz... Nie miała wyjścia. Zostawienie siostry nie wchodziło w grę. Musiała tylko znaleźć jakiś sposób, żeby zgodziła się wsiąść na pokład samolotu...

Ines świętowała. Wszyscy sąsiedzi i cała rodzina wiedziała już o jej sukcesie. No, prawie wszyscy. Nie wiedziała o tym tylko jej starsza siostra, Isabel. Usłyszała trzask drzwi. Miała złe przeczucia. Tak, jak przypuszczała Isa wparowała do domu, jakby goniło ją stado furii, a ona była jedną z nich.
- Coś ty znowu wykombinowała?! - krzyknęła w kierunku Ines. - Mina, przecież rozmawiałyśmy o tym. Może i umiesz śpiewać, ale od razu do Japonii? Nie to, że cię chcę w jakiś sposób zniechęcić, ale... to bardzo daleko... Może spróbuj tutaj, na miejscu... - Isabel usiłowała przekonać młodszą siostrę. Niestety, Ines była na to zbyt uparta i dumna.
- Isa, jadę i nie ma żadnej dyskusji. Nie po to ślęczałam nad słownikiem i odcyfrowywałam poszczególne wyrazy, żeby teraz tak po prostu zrezygnować. Zresztą gdzie niby mam spróbować? W tej zabitej dechami dziurze?
Isabel musiała przyznać jej rację. W myślach już kombinowała, jak po zakupie biletów związać koniec z końcem. Mina co prawda się dokładała, ale ona wolała, żeby zostawiła te marne grosze, które zarabia w sklepie dla siebie. Póki co pieniądze są. Fakt, że z nielegalnych wyścigów i lekcji fortepianu, ale mają co jeść i dach nad głową. Zresztą, gdyby nawet, to rodzina ich nie zostawi na lodzie... Isabel przejrzała się w lustrze i przeczesała swoje krótkie jasne włosy. Ines miała takie same, z tym, że jej sięgały one za siedzenie. Czasem zastanawiała się, skąd wśród brunetów dwie blondynki... Niewiele się zastanawiając umówiła się na kolejny wyścig. Jeżeli wygra, a jeszcze do tej pory nie przegrała, to polecą obie i kto wie...

W mieszkaniu w centrum Malmo Pernille Nilsson przyglądała się obrazowi w lustrze. Namierzyła ją. Teraz wie, gdzie trafiła Serenity.
- I co? Pomogło? - zapytał ją dźwięczny głosik należący do niedużej brunetki.
- Przecież wiesz, Charlotte, że zawsze ją znajdzie. - uśmiechnęła się do dziewczynki, która zawzięcie coś czyściła. - Znowu Miecz Niebios?
- Tak. Czy mogłabyś dać już spokój z tą Charlotte? Przecież wiem, jak mi na imię... - odłożyła miecz do wyściełanego aksamitem futerału i zabrała się za kolejny przedmiot.
- Wiem, przecież ja mam ten sam problem. Ale nie możemy ujawnić się, zanim one nie odzyskają pamięci. - podeszła do dziewczynki. - Daj, pomogę Ci. Ona jest strasznie duża...
- Już nie pamiętasz czym osobie postronnej grozi dotknięcie Glewii? - zapytała poważnie Charlotte. Pernille się zdziwiła.
- Dalej powoduje...? - zapytała z niedowierzaniem.
- Tak, nadal. Znalazłaś pozostałe?
- Nie, lustro się zamgliło. Nie wyczuwam tez żadnej energii. Ani pozytywnej, ani negatywnej...
- W takim układzie pozostaje nam tylko jedno. Czekać...

4 komentarze:

  1. widzę że wszyscy bohaterowie w tym opowiadaniu mają całkiem inne imiona może dlatego chwilami zaczęłam się zastanawiać o kim jest to opowiadanie i trochę z tymi imionami dziwnie się tą historię czyta ale nadal jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie :)fanka12

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu nie wszyscy odrodzili się w Japonii ;) Trochę cierpliwości... Stare imiona wrócą, a póki co dałam take, żeby można było się domyślić o kogo chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. masakra.... nie umiem ogarnąć serio... ciężko tam bez właściwych imion :P
    Semen - od razu skojarzenie z pewną postacią pewnego polskiego autora xD bimber i te sprawy xD
    Soczi xD xD xD xD
    I tak nie lubię Rosjan ^^ We krwi polskiej to mam już, że za Rosjanami nie przepadam xD

    PS
    Zapraszam do siebie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej.. ja miałam na myśli, że dla mnie masakra, ja masakra, nie ty masakra, tylko ja... (no i brzmi jak Anna z Frozen xD wle to w końcu moja imienniczka) że nie umiem ogarnąć, a poza tym to ja nie mam żadnego ale...

      Usuń