Pages

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 28

Dawno nie miałam tak dużych problemów ze skleceniem rozdziału... Bite sześc godzin nad nim siedziałam, ale zakalca chyba nie ma ;)
Miłej lektury :)
__________________________________________________________

Lily po raz kolejny obudziła się sama. Co prawda Mamoru cały czas ją przytulał w nocy, ale chyba wolałaby, żeby był przy niej rano. Westchnęła i poszła do łazienki. Kiedy doprowadziła się do porządku, postanowiła zrobić napój, który nieodmiennie ją stawiał na nogi - kawę. Z parującym kubkiem osiadła do komputera. Zastała skrzynkę mailową przepełnioną wiadomościami od rodzeństwa. Przeczytała wszystkie. No tak, nie miała czasu dla nich. Skupiła się na Tokio, zapominając o tych, którzy stworzyli jej kiedyś dom... Zamierzała się właśnie zabrać za odpisywanie, kiedy usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Otworzyła je. Na progu stała Usagi. Jej mina nie wróżyła nic dobrego. Bez słowa weszła i usiadła na kanapie. Lily jeszcze nie zdążyła nic powiedzieć, kiedy Usagi wypaliła:
- Znasz przyszłość?
Lily zamurowało. Wpatrywała się w siostrę zaskoczonym wzrokiem. Kiedy nic nie odpowiedziała, Usagi znów przemówiła. Jej głos był wypełniony tłumionym żalem.
- Znasz? Ja kiedyś myślałam, że znam. Miałam mieć wszystko - dom, męża, córkę. Wtedy pojawiłaś się ty. To, co znałam, to na co czekałam tak po prostu przestało istnieć. Jakby ktoś nagle postanowił, że nie mam do tego prawa... Dziewczynka, którą pokochałam zniknęła i już nigdy się nie pojawi... Nikt mi jej nie zastąpi... - reszta słów utonęła w rozpaczliwym szlochu.
Lily podeszła do niej i delikatnie ją przytuliła. Zastanawiała się, co ma robić. Żadne słowa nie mogły przynieść ukojenia Usagi.  W końcu sięgnęła po leżące na stoliku zdjęcie. Chwilę się wahała, po czym pokazała je jej.
- Popatrz...
Usagi przez łzy spojrzała na fotografię. W jej oczach widać było szok i niedowierzanie.
- Kto to jest? - Jej palec wskazywał Astrid - I skąd masz to zdjęcie?
- To jest Astrid, twoja starsza córka. A zdjęcie... Chyba przypadkowo zostawiła je moja młodsza córka - wskazała Malenę.
- Skąd ona się tu właściwie wzięła? - zapytała szeptem Usagi.
- Zacznę od początku. Pamiętasz, jak Chibi Chibi nie chciała usnąć? - widząc potakiwanie Usagi kontynuowała. - Przyprowadził ją do mnie Shingo. Mała oczywiście nie chciała gadać przy nim, ale kiedy tylko poszedł od razu powiedziała, żebym przywołała tu z pomocą kluczyka Malenę. Wiesz, ten kluczyk - wskazała na wisiorek zawieszony na szyi - z pomocą mocy Łzy może nie tylko przenosić w czasie, ale też w różne miejsca... Tak stało się po naszej wizycie w przeszłości... Wracając do tematu. Ściągnęłam tu Malenę, która przyniosła dla Chibi Chibi misia, a przy okazji co nie co mi opowiedziała... Po jej powrocie znalazłam to zdjęcie...
- Wiesz, Lily, to jest zbyt piękne, aby było prawdziwe... Ona - znów wskazała na Astrid - wygląda tak samo jak Chibiusa. Boję się nawet przyzwyczajać do tej myśli...
Lily znów ją przytuliła. Po chwili popatrzyła jej prosto w oczy i powiedziała:
- Teraz nie myśl o nich. Skup się na swoich uczuciach, bo w przeciwnym razie nie będzie żadnej z nich...
Usagi się uśmiechnęła.
- Masz rację. Chyba w końcu doszłam do ładu ze swoimi uczuciami... - powiedziała, po czym ruszyła w kierunku drzwi.
- Tylko nie zapomnij powiedzieć o tym Seyi... - krzyknęła za nią Lily uśmiechając się od ucha do ucha.
Odpowiedział jej radosny śmiech siostry...

Pomimo dość późnego ranka Minako w najlepsze spała. Miała sen, z którego nie chciała się obudzić.  W tym śnie była z mężczyzną, którego widziała we wspomnieniach. Patrzyła prosto w jego stalowe oczy, gładziła miękkie włosy. Na końcu języka miała jego imię. Nie potrafiła go nazwać, ale dokładnie nazywała swoje uczucia do niego. Miała na sobie suknię w odcieniach żółci i pomarańczy. Wiedziała, że nie jest w Tokio, ale nie potrafiła powiedzieć, gdzie...  Nie musieli nic mówić. Po prostu patrzyli sobie w oczy, to wystarczyło. W pewnym momencie nie wiadomo skąd pojawił się porywisty wiatr. Kiedy próbował ją przed nim osłonić, jakaś siła odepchnęła go i ciągnęła za sobą. Jeszcze przez chwilę trzymali się za ręce... Zanim zniknął jej z oczu usłyszała jeszcze jego słowa, jak westchnienie wiatru:
- Dea, kocham Cię...
Obudziła się nagle. Spojrzała na swoje dłonie. Mogłaby przysiąc, że jeszcze przed chwilą trzymała jego ciepłą dłoń. Dea... Tak to ona. To jej prawdziwe imię. A jego brzmi... Nagle jak gdyby spoza niej wróciło. Jej usta cichutko wyszeptały:
- Kunzite...

Olivia wpatrywała się w obrazek, który zastała w mieszkaniu swojej ulubionej trójki z niedowierzaniem. Yaten uśmiechający się przez sen, pomimo prawie południa, Seyia leżący w jednym łóżku z Diamandem oraz Taiki wpatrzony w naszkicowaną na papierowej serwetce podobiznę Dafne. Coś się w niej zagotowało. Weszła do kuchni, w której chyba od miesiąca nikt nie sprzątał. Wzięła pierwszy lepszy garnek i trzasnęła nim o resztę metalowo - szklanej konstrukcji. Huk od razu postawił panów do pionu. Zaniepokojeni hałasem od razu pojawili się w kuchni. Olivia popatrzyła na nich ciskającym gromy wzrokiem. Wiedzieli, że nie zwiastuje on nic dobrego, a nie było żadnej możliwości ucieczki...


1 komentarz:

  1. Nie ma zakalca, jest ciacho z bita smietana ;) Milo sie czyta dalsze rozdzialy. Pozdrawiam Marta :)

    OdpowiedzUsuń